Przedostatnie wiadomości, czyli różne
komentarze
|
|||||||||||||||||||
Komentarze, felietony - archiwum |
|||||||||||||||||||
|
Przeuczone dzieci - zmora naszych czasówNastały nam trudne czasy. Z jednej strony są w jakiś sposób wspaniałe - mamy tyle niezwykłych osiągnięć techniki, urządzenia, które ułatwiają pracę, cudowne środki przekazu informacji, swobodę podróżowania, jakiej ludzkość nigdy do tej pory nie doświadczyła, ale z drugiej strony patrząc, łatwo dostrzeżemy wątpliwości, czy ludzkość podąża we właściwym kierunku. Czy na pewno warto jest mieć to wszystko?... Czy jesteśmy w stanie to wykorzystać, czy tylko spalamy się w próżnej aktywności?... Dla mnie szczególnym wyrazem "kieratu" współczesnej cywilizacji jest, widoczny w wielu środowiskach, wyciągnięty na maksimum imperatyw uczenia się. Czasami uczenia się przesadnego, głupiego. Oczywiście nie twierdzę, że wszyscy uczniowie są przeuczeni. Powiem więcej - większość uczniów naszych szkół to lenie. I to lenie "patentowane". Nie chce im się odrabiać lekcji, przeczytać lektury, uważać w czasie zajęć w szkole. Ale mamy też drugie ekstremum - grupę uczniów, którzy praktycznie nie mają życia prywatnego tylko uczą się, uczą, uczą.... Na początek tych rozważań chciałem podjąć dość podstawowe pytanie: To pytanie wydaje mi się kluczowe, a odpowiedź na nie prosta nie jest! Typowe podejście jest następujące: jak się dziecko więcej będzie uczyć,
to będzie miało więcej wiedzy. Niby proste, bo w większości przypadków to
działa. Podam parę przykładów z życia. Uczyłem w swoim czasie fizyki w szkole
społecznej. Szkoła w sumie - jeśli chodzi o poziom nauczania była z owych średnich
- nie jakaś super, ale też nie dla obiboków. Atmosfera była tam dość
sprzyjająca uczniom - raczej bez przesadnych rygorów, część uczniów była
z nauczycielami "na ty", dozwolone było palenie papierosów przez
uczniów (poza terenem szkoły i w czasach, gdy ogólnie było to dozwolone) i
ogólną zasadą było pewne "cackanie się" z młodzieżą. Do tej
szkoły przychodzili różni uczniowie - lepsi, gorsi, niektórzy bardzo zdolni,
inni średniacy. Ale jedną uczennicę zapamiętałem ze szczególnej
wypowiedzi. Uczennica ta przyszła z renomowanej warszawskiej szkoły (wtedy
chyba była w pierwszej piątce stołecznego rankingu szkół), gdzie na naukę
kładziono bardzo duży nacisk. Uczennicy przyszła do szkoły, gdzie trzeba było
płacić czesne, bo w starej... miała już dość. Gdy po pół roku nauki w szkole o mniejszych wymaganiach spytałem ją, gdzie się więcej nauczyła - czy w starym, rygorystycznym liceum, czy tym swobodniejszym, uraczyła mnie mniej więcej takim tekstem: w tamtej szkole tylko się uczyłam i uczyłam, ale nic z tego nie zapamiętywałam. Tutaj nauczyłam się znacznie więcej. I ja jej wierzę. Wierzę z kilku powodów. Niemal wszystkie wynikają z wiedzy psychologicznej - oto one:
Teraz trochę komentarza. Pewnie niemal każdy czytający spotkał się z sytuacją, gdy chciał się czegoś nauczyć, ale mu to nie wychodziło. Czasem wielokrotnie czytamy ten sam tekst, ale on do nas nie dociera. Nie potrafimy powiązać poruszanych w podręczniku pojęć, a ich zapamiętywanie można osiągnąć wyłącznie metodą mechaniczną - bez zrozumienia. Skąd się biorą takie efekty? Przyczyn może być wiele. Np.:
Szczególnie ostatnio pojawiają się naukowe doniesienia dotyczące roli snu w naszym życiu. Okazuje się, że jest on ważniejszy niż się to kiedyś ludziom wydawało. Brak snu zwiększa nie tylko zmęczenie i przyczynia się do rozdrażnienia nerwowego, ale jest istotnym czynnikiem sprzyjającym rozwojowi chorób serca, nowotworów, chorób psychicznych. Nasz organizm, umysł, psychika działają w pewnych cyklach biologicznych. Trochę można je zignorować, ale tylko trochę. Jeśli przeholujemy z pracą, to efektem wcale nie będzie lepszy efekt, a wręcz przeciwnie - czas spędzony na nauce, czy pracy okaże się po prostu bezproduktywny. W dzisiejszych czasach dorobiliśmy się nadambitnych rodziców, którzy
swoim dzieciom mówią: "ty się tylko ucz, zostaw wszystko inne i ucz się,
go od tego zależy twoja przyszłość". Problem w tym, że wiedza szkolna
nie funkcjonuje w próżni. Ona jest po coś. Ona powinna się wpisać w
harmonijny rozwój człowieka. A dla młodego człowieka ważniejsze od znajomości
układu krwionośnego szczeżui jest to, czy inni ludzie go lubią i szanują,
czy jest coś warci, atrakcyjni dla płci przeciwnej, co warto kochać, jak
dokonywać oceny innych ludzi, sytuacji?... Więcej wiedzy encyklopedycznej, czy lingwistycznej czasem może się przydać, choć nie musi. Jednak szukanie odpowiedzi na pewne podstawowe życiowe pytania jest dla człowieka absolutną koniecznością. I nasza podświadomość, nasze wewnętrzne poczucie tożsamości żąda od nas aktywności w tym kierunku. A żądając często blokuje dostęp do innych obszarów umysłu. Bo żyjemy dla siebie. I ucząca się młodzież też żyje dla siebie. I musi mieć na zdobywanie wiedzy o sobie i otaczających ludziach czas i siły. Skupianie się wyłącznie na wiedzy szkolnej t totalna głupota. Choć oczywiście - głupotą jest także skupianie się na "samym" życiu (w szczególności widzianym jako poszukiwania kolejnych partnerów i kolejnych obszarów rozrywki). Tak więc wszystko ma swoje miejsce - i wiedza szkolna, i życiowa. Przesada w którąś stronę - w większości przypadków jest szkodliwa. Mało tego - jest szkodliwa PODWÓJNIE, bo i efekt końcowy w owej nadmiernie eksploatowanej sferze okazuje się gorszy, i braki w zaniedbywanym zakresie dadzą kiedyś o sobie znać. Mit niewykorzystanego mózguW swoim czasie, opierając się na niepoprawnej interpretacji pewnych badań, ogłoszono teorię, że mózg wykorzystywany jest przez człowieka jedynie w kilku procentach. Współczesne badania obaliły tę tezę, która jednak w międzyczasie uzyskała status pewnego mitu. Bo choć prawdą jest, że w typowych zastosowaniach części mózgu odpowiadające za nieistotne dla danej sytuacji zmysły, czy ośrodki przetwarzania, nie biorą udziału w myśleniu, ale to wcale nie oznacza, że pożądane byłoby myślenie na raz o wszystkim - o tym, co było wczoraj, przedwczoraj, co jeść, co pić, gdzie uciekać itd. Umysł - zgodnie z logiką i sensem - wybiera sobie do aktywności te części mózgu, które sa potrzebne, jednak wymuszenie na siłę pracy pozostałych wcale nie usprawni uczenia, czy rozwiązywania problemów, lecz przeciwnie - zaburzy skupienie się na tym, co w danej chwili kluczowe. Poza tym wymuszenie na raz intensywnej pracy całego mózgu, spowoduje nadmierne obciążenie procesów chemicznych zapewniających pracę neuronów. Mózg jest zoptymalizowany do działania w określony sposób, przekraczanie granic, które kształtowały się przez miliony lat ewolucji jest mocno niebezpieczne i z dużym prawdopodobieństwem zakończy się źle dla rozumowania. Człowiek jest pewną całością. Traktowanie go na zasadzie - więcej wysiłku w jakąś stronę spowoduje większy efekt w tym kierunku, zwykle okazuje się naiwne. Dopiero zintegrowanie umysłu, uczuć, organizmu da efekt w postaci poprawnie reagującego, mądrego, pozbawionego chorób i kompleksów człowieka. To nie jest łatwa i prosta droga. Nie ma tu oczywistych reguł. Ale w większości przypadków przesada w jakąkolwiek stronę zemści się na ludziach, którzy zamiast całości dostrzegają tylko wybrane elementy życia. Michał Dyszyński
|