Fizykon.org - strona główna   | O witrynie |O autorze witryny | kontakt z autorem |

Przedostatnie wiadomości, czyli różne komentarze 
czyli "taka sobie" fizykonowa pisanina

Komentarze, felietony - archiwum
Polityka, obyczaje | Etyka, filozofia | Biznes, prawo | Edukacja | Gospodarka | Media | Inne | Nauka, technika, informatyka

 

Kryzys szkoły - a może po prostu schyłek tej instytucji?...

Badania socjologów dotyczące polskiej szkoły nie napawają optymizmem. Większość uczniów nie lubi swoich szkół. Chodzą do nich, bo muszą. I wydaje się, że wcale w tym względzie nie idzie ku lepszemu. Oczywiście pojawia się pytanie zasadnicze: Kto jest temu winien? Choć ja przeformułuję je w podobne, ale wg mnie sensowniej postawione: Co jest tego przyczyną?

Może najpierw napiszę dlaczego nie lubię pisać o "winie". Przyczyna jest dość prosta - takie postawienie sprawy generuje więcej chaosu niż odpowiedzi. Bo pierwsza odpowiedź na pytanie o winę narzuca się sama - oczywiście nauczyciele! - Są przecież niefachowi, leniwi, mało zaangażowani, a to głównie oni odpowiadają za to, jak uczy się naszą młodzież. Tylko że jak się bliżej przyjrzymy sprawie, to pojawią się rysy na tym prostym wytłumaczeniu. Po pierwsze jeśli nauczycielom brakuje fachowości, to pytanie można zadać: A kto ich tak kiepsko nauczył fachu nauczycielskiego? - Więc może winne są szkoły wyższe?
Ale szkoły wyższe tez działają w jakimś środowisku - brak pieniędzy, otoczenie prawne - jakie jest. A do tego dochodzi kwestia ustalonych zwyczajów w naszym Społeczeństwie. A społeczeństwo? Jest jakim go ukształtowała ewolucja, tradycja, geny ludzkie...

 

Czy tradycyjny sposób nauczania się przeżył?

Dlatego osobiście uważam, że powód opisywanego stanu rzeczy jest inny, niż skupienie uwagi na jednej grupie zawodowej.

Moją tezą jest, że po prostu tradycyjna szkoła już się przeżyła. Nauczanie w stylu klasowo - lekcyjnym, to po prostu marnowanie energii uczniów. W dobie Internetu, multimediów wysiadywanie godzinami na lekcji, na których nauczyciele odpytują, czasem coś wykładają, czasem dyskutują powinny być ograniczone (choć nie twierdzę, że całkiem zlikwidowane) i w dużym stopniu zastąpione innymi formami. Nauczyciel powinien być raczej animatorem, pomocnikiem w nauczaniu, a nie osobą skupiającą na sobie uwagę dużej grupy uczniów. Bo zastanówmy się nad CELAMI i zaletami układu  szkolno - klasowo - lekcyjnego:

  1. Główną zaletą układu nauczyciel - klasa - uczniowie była w dawnych czasach EKONOMIA. Dzięki takiemu ustanowieniu nauczania jedna osoba (opłacana za czas poświęcany pracy) była w stanie nauczyć znaczną grupę uczniów. Wykładając problem dla grupy, nauczyciel dociera na raz do wielu osób. Problem w tym, że w dobie środków masowego, szybkiego komunikowania się stary układ przestał być optymalny - i to z dwóch (przeciwstawnych...) powodów:
    z jednej strony można go byłoby wykorzystać dla jeszcze większej grupy uczących się - np. nagrywając wykład i udostępniając dla milionów słuchaczy.
    z drugiej strony mówienie tego samego do różnych osób nie pozwala na indywidualizację nauczania.

  2. Uczniowie spotykają się, uczą się działania w grupie. Tutaj też jesteśmy daleko od dobrego wykorzystania. Bo w przypadku statycznego wykładu i tak to współdziałanie" w pozytywnym sensie ogranicza się do siedzenia cicho, nie przeszkadzania. A jeśli już naprawdę chcemy kogoś wdrażać do działania w grupie to dlaczego by nie wykorzystać pełni środków współczesnego przekazu (bycie online, komunikatory, spotkania w mniejszych grupach, organizowane adhoc)

  3. Poprzez przymus szkolny można "zapędzić" do nauki  (i kontrolować) również tych, którzy z własnej woli nie chcieliby się uczyć, a przez to duża część członków społeczeństwa pozostałaby funkcjonalnymi analfabetami we współczesnym świecie. Tę zaletą nauczania szkolnego uważam za ciągle za aktualną. Problem w tym, że w odniesieniu do wielu uczniów nie ma ona zastosowania - przynajmniej w odniesieniu do, którzy chcą i umieją uczyć się samodzielnie.

  4. Tworzy się środowisko koleżeńskie. To dalej jest aktualne. Choć nie jestem przekonany, czy nie lepiej byłoby realizować tego celu głównie w odniesieniu do wybranych lekcji (sport, nauki humanistyczne, gdzie dużo się dyskutuje na tematy ogólne), a można by ten aspekt uwolnić w odniesieniu do zajęć/treści, gdzie i tak dyskusje są rzadkie.

  5. Uczniowie wdrażają się do pewnych ról i sytuacji społecznych - wiążą się z miejscem, dowiadują o historii swojego kraju, swojego regionu. Trudno jest poczuć się członkiem społeczności tylko na odległość. Trzeba określonych ludzi spotkać, w określonych miejscach być. I szkoła to też zapewnia.

Jednak jeśli spojrzymy na główny cel pracy szkoły - nauczenie określonego materiału, wdrożenie do działania w nowoczesnym państwie i społeczeństwie, to szkoła wypada blado. Szkoła działa trochę jak wyspa tradycjonalizmu w świecie, w którym wszystko odbywa się szybciej, ciekawiej, bardziej interaktywnie.

Dlatego uważam, że dobre nauczanie, nauczanie na miarę współczesnych czasów powinno odchodzić od przymusu wysiadywania na lekcjach w sztywnych godzinach sporej grupy osób. Nie mówię tu o całkowitej rezygnacji z pobytu na lekcjach (bo część ważnych celów nauczania trudno jest inaczej realizować), ale o częściowej (około 50%) rezygnacji z tradycyjnych form pracy szkolnej.

Można te same cele realizować efektywniej - dzięki wykorzystaniu Internetu, przy bardziej luźnej strukturze zajęć i grup, wymuszając nie tyle skupianie się na treściach powtarzanych setki razy przez tego samego nauczyciela do kolejnych grup uczniów, a twórcze korzystanie z bogactwa jakie daje nam dostęp do najlepszych, zindywidualizowanych i ciekawie opracowanych źródeł wiedzy. Warto w większym stopniu wykorzystać komputer - w formie środka komunikacji, symulatora zjawisk, czy w postaci gier edukacyjnych.

 

Symulacje komputerowe i wykorzystanie multimediów

Tak w szkołach się o tym mówi. Nawet wiele szkół chwali się pracowniami multimedialnymi. Problem w tym, że całe otoczenie jest dostosowane do tradycyjnego podejścia. Ciągle uczeń musi przyjść na określoną godzinę i tam wysiedzieć np. oglądając wspólnie w klasie film o fizjologii żaby. Wszyscy uczniowie siedzą i patrzą - zarówno Ci, którzy juz ten film widzieli, jak też i tacy, co są zbyt słabo przygotowani, aby go w pełni zrozumieć. Dla jeszcze innej części uczniów jest to po prostu okazja, żeby trochę porozrabiać, bo nauczyciel jest za ścianą, jako że puścił film i w kantorku obok sprawdza kartkówki.
Niestety, nie wystarczy w klasie postawić rzutnik podłączony do komputera, żeby dobrze wykorzystać nowe media. To się od biedy "sprawdzi", gdy uczniom trzeba puścić film patriotyczny, albo transmisję uroczystości. Ale do efektywnej pracy w nowym stylu należałoby zmienić coś więcej, niż tylko dać możliwość uruchomienia jakiegoś tam filmu edukacyjnego. Tu potrzeba SPÓJNEJ CAŁOŚCI, a więc

dla nauczyciela w miarę kompletnie wyposażonej biblioteki materiałów multimedialnych - programów symulacyjnych, prezentacji, filmów (lepiej krótkich - po 2-5 min,  z których daje się swobodnie składać różne całości, niż kompletnych bloków zajmujących większość lekcji)

dostęp do tych materiałów i Internetu dla KAŻDEGO ucznia.

pracy w  MAŁYCH GRUPACH, bądź nawet indywidualnej, a nie pełnych klasach 30 osobowych (tym ostatnim sensownie organizacyjnie daje się puszczać właśnie dłuższe filmy) i podziału na owe grupy zgodnie z możliwościami i zainteresowaniami uczniów, przy jednoczesnym zachęcaniu do szerszej wymiany spostrzeżeń online, czy na mniej formalnych spotkaniach.

Współpraca online

Warto jest otworzyć nasze szkolnictwo na nowe formy współpracy - w szczególności na komunikowanie się przez Internet. Kiedyś współdziałanie musiało ograniczać się do osób położonych blisko siebie. Inaczej się nie dało, bo nie było wygodnych środków komunikacji. Dzisiaj osoby będące w różnych miastach, państwach, na różnych kontynentach mogą współuczestniczyć w tych samych projektach pisząc do siebie, słysząc się i widząc nawzajem.

W dzisiejszych czasach nic nie stoi na przeszkodzie, aby uczniowie z liceum w Toruniu współpracowali nad jakimś projektem z kolegami z Warszawy, Drezna, czy Władywostoku. Takiej współparcy warto jest uczyć, warto jest wdrażać do niej uczniów. Umiejętności zdobyte w ten sposób bardzo przydadzą się we współczesnym świecie, który dawno stał się "globalną wioską".

Warto dodać, że wiele prywatnych firm w Polsce już realizuje to, co w szkołach ciągle jest nowością. Organizowane są płatne kursy online, zajęcia grupowe przez Internet, korepetycje za pomocą komunikatorów internetowych i inne. Dlaczego jednak szkoły tak rzadko wykorzystują ten wspaniały środek wychowawczy i edukacyjny?...

 

Kolejna kwestia - stawianie i egzekwowanie wymagań

Kolejną bolączką współczesnej szkoły stanowią mechanizmy sprawdzania wiedzy uczniów, a w szczególności sławetne "odpytywanie". Co prawda z jednej strony jest ono potrzebne, jednak w stosunku do innych możliwości widać jego poważne wady. Przede wszystkim dla większości uczniów stanowi ono przerwę w zdobywaniu wiedzy. I choć obserwowanie wypowiedzi kolegi przed klasą i nauczycielem też nieco pomaga w przypomnieniu wiadomości i trenuje do późniejszych wystąpień na szerszym forum, to jednak w większości przypadków czas na nie poświęcony jest zdecydowanie zbyt długi w stosunku do osiąganych efektów. Wynika to z faktu, ze główną funkcją owego odpytywania jest w istocie MOTYWACJA do nauki (uczniowie uczą się dlatego, że boją się dostać przy tej okazji negatywną ocenę). Ale to działa połowicznie

po pierwsze, łatwo jest uczniom się zorientować które dni dają szansę na wyrwanie do odpowiedzi, więc uczą się tylko wtedy, gdy groźba jest realna, a spoczywają na laurach, jeśli niedawno byli pytani (skoro nauczyciel musi odpytać wszystkich, to wiadomo, że raczej nie spyta tej samej osoby dwa- trzy razy z rzędu).

żeby sensownie sprawdzić wiedzę ucznia (nauczyciel chce przecież być sprawiedliwy) trzeba na pytanie poświęcić pewna minimalna ilość czasu, który jest przeznaczony na rozmowę z tylko jednym uczniem.

poprawienie ocen przez uczniów w ramach nowej odpowiedzi jest utrudnione, bo nauczyciel musi pytać inne osoby.

Dlatego znacznie lepszym sposobem motywowania do systematycznej nauki jest egzekwowania umiejętności za pomocą testów w komputerze. Mogą one trwać tylko 5 - 10 min (mogą i dłużej), obejmą wszystkich uczniów, a nauczyciel miałby mniej pracy przy ich sprawdzaniu. Do tego uczeń poprawiający się mógłby przystępować do zaliczenia różnych, bardziej dogodnych terminach. Np. krótko po lekcjach grupa uczniów - poprawkowiczów mogłaby zbiorczy zaliczać testy w czasie gdy nauczyciel, np. sprawdzając zeszyty i tylko rzucając okiem czy praca odbywa się w zgodzie z przyjętymi zasadami.
Oczywiście raz na jakiś czas uczeń powinien sprawdzić się w umiejętności wypowiadania się publicznie na określony  temat. Ale to można załatwić na innej zasadzie - np. przygotowując krótkie referaty, prezentacje multimedialne itp.

Jak na razie niewiele szkół jest w stanie wykorzystać dobrodziejstwa nauki online i testów w komputerze. A szkoda.

 

Przeformułowanie wymagań ministerialnych

Do tego, aby wszystko zadziałało w nowym stylu potrzebne jest coś jeszcze - przyzwolenie, zachęta, a nawet nacisk ze strony Ministerstwa Edukacji. Co prawda najbardziej aktywni, nowocześnie myślący nauczyciele już robią to, o czym piszę. Jednak aby to zadziałało w pełni potrzebne jest zmobilizowanie większości pedagogów - nawet tych, dla których jest to nieco trudne, wymaga pójścia wbrew rutynie, przyzwyczajeniom. To jest praca, a ponieważ do pracy zmusić się jest nieraz trudno, to potrzebny jest i pewien nacisk, i jednocześnie (!) wsparcie.

Ministerstwo mogłoby też wesprzeć (czy to dofinansowaniem, współorganizowaniem konkursów, czy zachętą wykorzystania skierowaną do dyrektorów szkół) szkoły, które produkują materiały multimedialne dla innych, które mają ciekawe witryny internetowe. Może też warto zastanowić się nad dodatkowym wsparciem inicjatyw niezależnych firm, ośrodków naukowych, organizacji niezależnych.

 

Marazm jakoś trzeba pokonać

Ogólnie - jestem przekonany, że duża część frustracji uczniów wynika z faktu, że czują oni BEZSENS wysiadywania w dusznej izbie lekcyjnej, w przeładowanych liczebnie klasach słuchając przekazów, które nie są do nich zoptymalizowane (bo nauczyciel z konieczności kieruje swój przekaz tylko do pewnej średniej/zawężonej grupy uczniów). I chyba mają tutaj rację.

Dla uczniów poza szkołą czas płynie szybko - jak w teledysku zmieniają się wrażenia, gry komputerowe silnie angażują umysł i emocje, koledzy z owych gier on-line są rozsiani po całym świecie. Gdy przychodzą do swojej "budy", czas nagle zwalnia, a życie przyjmuje formę eklektycznej nudy. Trzeba odsiedzieć grzecznie w ławce, jakoś przetrwać szykany nauczycieli, a dopiero po szkole jest "życie". Jeśli szkoła się nie unowocześni, to rozdźwięk pomiędzy nią, a resztą świata będzie się powiększał. I narzekania na szkolnictwo, nauczycieli, władze edukacyjne będą narastały. I słusznie.

Dlatego warto pomyśleć o zmianach. I to najlepiej od razu dużych zmianach. Bo droga "po kawałku" będzie trwała pokolenia. A tego czasu nie ma w nadmiarze, bo stracimy właśnie - pokolenie. Zamiast mieć dobrze wyedukowaną młodzież, z entuzjazmem podchodzącą do życia, będziemy się wlekli z zacofaniem edukacyjnym i marnotrawieniem talentów młodych ludzi przez kolejne 10, może 20 lat. Tu potrzebny jest zbiorowy wysiłek z jednej strony, a jednocześnie tytaniczna praca jednostek z wizją i energią - z drugiej. Czy takie jednostki i taki wysiłek zaistnieją w naszej rzeczywistości?...

 

 Michał Dyszyński
Dodano do serwisu 28 czerwca 2008
Zaktualizowano 12 XI 2009