Fizykon.org - strona główna   | O witrynie |O autorze witryny | kontakt z autorem |

Rozważania o nauczaniu

 

 

 

Stopnie szkolne za pracę, czy za wyniki?

Odwiecznym dylematem nauczyciela jest kwestia oceniania uczniów - za pracę, czy za wyniki? Ma ona związek z postrzeganiem pegadoga przez uczniów - jako sprawiedliwego, albo nie. Tylko co wybrać, skoro mamy tu dwie odrębne "szkoły"? - jedna mówi, że stopień szkolny powinien być odwzorowaniem tylko wyników w nauce, a kwestia zdolności jest czymś odrębnym. Inni z kolei uważają, że skoro jednym nauka przychodzi łatwiej niż innym, to ci ostatni powinni być przy ocenianiu dodatkowo dowartościowani. Kto ma rację? Może pełnego rozstrzygnięcia trudno tu oczekiwać, jednak na pewno warto się nad sprawą zastanowić.

Aby od czegoś wyjść, warto przypomnieć prawdę dość oczywistą - stopień szkolny pełni przynajmniej 2 podstawowe cele:

  1. informuje o poziomie zdobytej przez ucznia wiedzy

  2. motywuje od wysiłków (choć oczywiście, źle zastosowany, może też demotywować...).

Problem w tym, że dość często te cele są we wzajemnym konflikcie. Typowa sytuacja jest taka, że oto zdolny uczeń bez trudu opanowuje materiał w stopniu wymaganym do zaliczenia, podczas gdy komuś innemu "sztuka" ta udaje się dopiero po bardzo ciężkiej pracy. I jak teraz ocenić te dwie osoby, w sytuacji, gdy ich wyniki są porównywalne?

Jeśli (patrząc z pozycji nauczyciela) postawimy stopień za czyste wyniki, czyli np. taką samą trójkę komuś, kto bez wysiłku zdobył wymagany poziom wiedzy i komuś innemu, kto włożył w ów efekt wiele trudu, to być może utwierdzimy zdolnego w jego lenistwie, a pracowitemu nie damy zachęty na przyszłość. Nauczyciel, który nie dostrzega różnicy w pracy uczniów może być postrzegany jako w ogóle nie niesprawiedliwy, bezduszny.

Z kolei jeśli zaczniemy stawiać oceny zmodyfikowane zgodnie z naszym wyczuciem zdolności tych uczniów, to pojawią się inne problemy. W szczególności nauczyciel stawiający oceny głównie za pracę powinien odpowiedzieć sobie na takie np. pytania:

  1. Czy na pewno nie myli się w swojej ocenie zdolności tych uczniów (a może co niektórzy u niego "jadą na opinii")?

  2. Czy nie naraża się na zarzut bycia niesprawiedliwym w inny sposób, bo jeśli uczniowie widząc bardzo podobne prace szkolne zobaczą za różne stopnie, to co sobie pomyślą? 
    W  przypadku odpowiedzi ustnych też widać czy dokonania obu uczniów są porównywalne, czy też nie.

  3. A może ów zdolny uczeń, gdy poczuje, że się mu stawia oceny inaczej niż pozostałym, nie poczuje się manipulowanym, dyskryminowanym? Będzie argumentował: jak to jest, że ktoś inny dostał lepszą ocenę, za tak samo napisaną pracę?

  4. A może uczeń, któremu podwyższymy ocenę za pracę zostanie w klasie okrzyknięty pupilkiem nauczyciela i zrobimy mu towarzysko "niedźwiedzią przysługę"?

  5. Są jeszcze zagrożenia "administracyjne", np. gdy uczeń uznający ocenę jego pracy za niesprawiedliwą, pokaże ją komuś spoza klasy i po porównaniu z lepiej ocenioną pracą drugiego ucznia, dorobimy się opinii osoby wystawiającej stopnia "na ładne oczy"? A może zobaczy to pracownik kuratorium, czy dyrektor szkoły?

Jak wybrnąć z tych sprzeczności?

Osobiście uważam, że choć nauczyciel powinien uwzględniać różny poziom zdolności uczniów, to każdorazowe odejście od bezstronności w ocenie jest mocno ryzykowne i trzeba tu być szczególnie ostrożnym. Postawienie oceny za czyste wyniki jest - patrząc z zewnątrz - bardziej czyste. Tutaj nie ma jak się przyczepić. Poza tym jest w tym jasny przekaz dla ucznia - twoja wiedza ma poziom X, w przybliżeniu podobny jak poziom wiedzy Kasi, czy Marka. Czy osiągasz to większym, czy mniejszym wysiłkiem, to już inna sprawa. Ale aktualnie twój stan wiedzy jest tak właśnie zaklasyfikowany....

Problem jednak w tym, jak uwzględnić element pracowitości, wytrwałości, sumienności ucznia mniej zdolnego?
- Po prostu inaczej! Jest mnóstwo metod. Można zadawać dodatkowe prace domowe, które jeśli nie będą zbyt trudne, a za to nieco żmudne, nie zainteresują leniwych i zdolnych, a będą szansą dla pracowitych. Można kogoś pochwalić, czy nawet postawić dodatkowy (!) stopień - z uzasadnieniem, że to za szczególne osiągnięcia....

Wg mnie wikłanie w jedną ocenę różnych elementów nie sprawdza się dobrze - wtedy przekaz na temat osiągnięć jest nieczytelny. Nie wiadomo ile tak naprawdę umie osoba osiągające określony poziom stopni szkolnych. Czy może stawać do trudnego egzaminu? Czy ma szansę utrzymać się na wyższych studiach na wydziale, gdzie wymagana jest wiedza z tego przedmiotu? Poza tym, skoro uczniowie zaczną się przyzwyczajać do tego, że ocena nie jest przede wszystkim odwzorowaniem stanu wiedzy, to możliwym efektem będą komentarze w rodzaju: "i tak jesteś głąb, ta twoja piątka wcale nie jest zasłużona, bo ten nauczyciel stawia piątki na ładne oczy i po uważaniu...".

Gdy uczniowie zorientują się, że oceny dostaje się nie tylko za wiedzę, wtedy szybko zakrada się pokusa rozpoczęcia z nauczycielem swoistej gry - gry, w której stawką jest przechytrzenie belfra, żeby postawił stopień lepszy, niż to wynika z rzeczywistych osiągnięć. I może się zdarzyć, że właśnie owa gra będzie głównym celem wysiłków ucznia, a nie nauka przedmiotu. Po pewnym czasie może być już naprawdę trudno namówić owego "gracza" do uczciwego zgłębiania wiedzy. 

Na koniec jeszcze jeden element. Wg mnie ważny, choć pewnie nie każdy się ze mną zgodzi. Otóż uważam, że rozdzielenie tych dwóch elementów - informacji o wynikach i motywacji jest korzystniejsze od strony wychowawczej. Po prostu uczy oddzielać od siebie rzeczy, które są w istocie niezależne - starania, zdolności i efekty. Uczy tej prostej prawdy, że nie zawsze będziemy mieli efekty, mimo włożonego wysiłku, że są różne czynniki, które wpływają na to, że coś się udaje lepiej, albo gorzej. "Naprawianie" przez nauczyciela tej niesprawiedliwości świata wcale nie wydaje mi się korzystne - może skłaniać do postawy lekceważenia realiów, z nadzieją, że ktoś ową sprawiedliwość będzie zmuszony naprawiać, w pewnym stopniu promuje też podejście żebraka, ofiary losu, który własnym kalectwem, czy nieporadnością próbuje coś "ugrać" od innych. Chyba uczciwsze i zdrowsze jest - owszem - docenienie pracowitej osoby, ale bez fałszowania podstawowej prawdy - o tym jaki jest poziom moich dokonań. Ta prawda, choć niekiedy jest trudną prawdą, uczniowi się po prostu należy.

 

Michał Dyszyński zmodyfikowane 21.01.2008