Rozważania o nauczaniu |
|
|
Esej o ścisłości tłumaczeń i jednorodności przekazuProblem wydaje się być banalny. O czym tu pisać. Tłumaczenia powinny być ścisłe. Maksymalnie. Kropka. Czyżby?... Zacznijmy od przykładów praktycznych. Czy gdy chcemy wytłumaczyć
4 latkowi zasady działania demokracji, to ściśle przekazujemy całą
wiedzę? - o parlamentach, o problemach związanych z korupcją, prawidłowością
wyborów, podziałem władzy itp....? Podobnie jest prawie zawsze. Mamy jakiegoś odbiorcę i mamy jakąś wiedzę do przekazania. I stosownie do potrzeb, do możliwości odbiorcy, czasu, środków itd., przekazujemy tylko część istotną, lub ogólnie DAJĄCĄ SIĘ PRZEKAZAĆ W AKTUALNYCH WARUNKACH. A cała dydaktyka to właściwie WYBÓR tego CO przekazywać. Niby "wszyscy o tym wiedzą". Dlatego jednym z podstawowych zadań związanych z tłumaczeniem
czegokolwiek powinno być Oczywiście owa "jednorodność przekazu" nie jest to regułą absolutnie ścisłą, bo dobry wykład, przekaz co jakiś czas zaskakuje odbiorców czymś ekstra, czymś co wykracza poza aktualne ich pojmowanie tematu. I tego rodzaju "chwyt" jest oczywiście na miejscu - jeśli ma on zaintrygować, naszkicować kierunki w jakich podąża wiedza, wywołać określone nastawienie potrzebne do innych celów. Są to pewnego rodzaju "smaczki", urozmaicenia wykładu, toku tłumaczeń. Jednak gdyby stały się one regułą, to przekaz wiedzy zrobiłby się nieczytelny, chaotyczny - po prostu zły. I odejścia od głównej powinny być użyte z rzadka, w sposób świadomy, kontrolowany. Rusztowanie, budowanie i wiedzaZ dokładnością tłumaczeń wiąże się jednak jeszcze jedna ważna sprawa - problem mechanizmów uczenia się. Wiele sposobów przekazywania wiedzy, także niemało podręczników popełnia pewien kardynalny błąd. Zaczynają przekazywanie wiedzy od jej aktualnie ugruntowanego stanu. Najczęściej stanu na wysokim poziomie. Przykład: w celu wytłumaczenia pojęcia pędu komuś, kto z fizyką
nie miał do czynienia, idiotyzmem jest posłużenie się "po
prostu" definicją. Definicji możemy użyć tylko wtedy, gdy mamy
gwarancję znajomości jej składników. Dlatego, mimo że podanie
definicji byłoby najbardziej ścisłe, musimy zdecydować się na inną
drogę. Bo początkujący odbiorca przywalony nieznanymi mu pojęciami
wektora prędkości, masy oraz nie rozumiejący "po co to
wszystko?", najczęściej tylko posłusznie (też nie zawsze...)
wysłucha, ale nic nie zrozumie. I często tak jest, że do pewnych trudniejszych problemów musimy najpierw wybudować dydaktyczne "rusztowanie" - jakieś minimum wyobrażeń, pojęć. Niekiedy nieścisłych, ale za to dających już minimalny kontakt z materią wiedzy. Po wyjaśnieniu tego co najważniejsze, trzeba będzie oczywiście rusztowanie zastąpić trwałą konstrukcją - wiedzą rzetelną, bez niedomówień. Jednak dla zrozumienia bardzo często najważniejszy jest właśnie ten pierwszy nieporadny etap - mieszanka intuicji, wyobrażeń, przypuszczeń. To na tym etapie wiedza się najbardziej tworzy. Później się ją jedynie upiększa.
Pytanie o dobrą dydaktykęCzym jest dobra dydaktyka? Ten temat jest oczywiście zgłębiany od
setek lat na wielu uczelniach. Ja chciałbym tu zwrócić jeszcze raz
uwagę na wspomniany wcześniej czynnik - na JEDNORODNOŚĆ przekazu. Tu
należy ją rozumieć w ten sposób, że uczeń nie powinien być
podczas nauki zbytnio zaskakiwany nagłymi skokami poziomu tłumaczeń.
Do tego oczywiście ów poziom powinien być dostosowany do jego możliwości.
Michał Dyszyński |