|
Opowieści - przypowieści
Opowieści i przypowieści są
zakamuflowanym (mniej lub bardziej) obrazem tego co mi w życiu
doskwiera, ale z różnych powodów nie mogę ludziom o tym powiedzieć
wprost. A takie przypowiastki pozwalają przedstawić istotę sprawy bez
uruchamiania emocji, które wiążą się z konkretnym problemem życia.
Spis treści opowiastek
filozofujących
Opowieść o młodzieńcu
Opowiastka o obrazach
Potwor z morza
Bajka z morałem
Było sobie młody młodzieniec,
który ożenił się z piękną dziewczyną. Dziewczyną nie tylko piękną,
ale i dobrą i mądrą i w ogóle - ideał cnót. Młodzieniec był
wniebowzięty, cieszył się z tego małżeństwa całym swoim
jestestwem. Cieszyła się też rodzina jego i jego żony. Przychodzili
krewni, dziadkowie, ciotki i wujkowie i mówili:
- jakże wspaniałą dziewczynę wyswatała ci
Rodzina.
- jak to dobrze, że Rodzina znalazła ci taką dobrą dziewczynę.
- dzięki Rodzinie masz wspaniałą żonę
- dziewczyna jest wspaniała, a teraz ty jesteś z nami w Rodzinie.
Młodzieniec na początku znosił to dobrze, ale później
zaczął się denerwować i mówić:
- rozumiem, mówcie o mojej żonie: że jest dobra, pracowita, piękna,
miła, przestańcie o tej Rodzinie. Akceptuję fakt posiadania rodziny,
ale kochałbym moją żonę bez rodziny. Cieszę się, że mam rodzinę,
to ważne i dobre, jednak moja miłość do ukochanej jest niezależna
od istnienia innych osób, pozostałaby nawet gdyby wszyscy pozostali
ludzi na świecie znikli.
Ale oni nie rozumieli...
Aż ostatecznie kiedyś rodzina
znalazła dom młodzieńca pusty - nie było tam ani jego, ani jego żony.
Została tylko kartka:
Odchodzę tam, gdzie będę mógł kochać moją żonę tak jak ona na
to naprawdę zasługuje, a nie dla Rodziny i z powodu Rodziny.
11 września 1999
W pewnej galerii zorganizowano
wystawę pięknych i wartościowych obrazów. Dyrektor galerii nakazał
swojemu pracownikowi jak najlepiej wyeksponować dzieła. A szczególnie
jeden obraz był wspaniały - doskonały w proporcjach, pięknie
namalowany, bardzo wartościowy. Ten obraz - pomyślał sobie pracownik
- muszę wyeksponować w sposób szczególny. Na ścianie, na której
miało wisieć wspaniałe dzieło namalował wielkie słońce nad nim i
złote promienie wokoło. Gdy powiesił obraz wyglądał on jakby w
wielobarwnej koronie.
Gdy dyrektor galerii zobaczył
dzieło swojego pracownika, bardzo się zdenerwował i powiedział:
- głupi pracowniku! - po co wspaniały obraz otaczasz jakimiś
dziwacznymi bochomazami? Przecież wszyscy bez tego widzą, że to jest
cudowne dzieło! A z resztą, nawet gdyby nie zauważyli, to twoje
obramowanie tylko niepotrzebnie odwraca wzrok od tego co ważne. Zmaż
wszystko co namalowałeś, a opraw obraz w solidną, ale prostą ramę,
ścianę zaś pozostaw białą. Wtedy wszyscy zwiedzający będą
widzieli to co namalował artysta, a nie twoje kolorowe ozdóbki.
Jest to ostatni z tego gatunku potworów na świecie, jest największy
ze wszystkich istot, żyje już w samotności 1200 lat i wie, że będzie
tak żył jeszcze długo. Teraz znalazł sobie pustą plażę na jednej
z wysepek Oceanii, wyszedł na nią i płacze.

Potwór płacze nie tylko z powodu samotności. A właściwie
chodzi tu raczej o to, że samotność - tak jak rozumieją ją ludzie -
jest tylko jedną ze stron podstawowego problemu jego życia. Tym
problemem jest uwięzienie w świecie braku złudzeń. Ludzie
tworzą sobie złudzenia - że są bardziej mądrzy, albo ważni, albo
potrzebni, że muszą coś udowodnić, lub zrobić niezwykłego - i to
daje im siłę do życia. Gdyby nie mieli tych złudzeń, ich życie
straciłoby sens. Potwór nie ma co udowadniać (bo przed kim?), czuje,
że jego pomoc być może i wyniosłaby kogoś nad innych, jednak takie
wyniesienie najczęściej i tak kończy się demoralizacją tego - któremu
lepiej się powiodło.
Ludzie myślą, że samotność polega na braku
bliskiej osoby. Ale tak nie jest. Samotność w większym stopniu polega
na świadomości, że nie ma możliwości dzielenia się życiem
z kimś innym. Można być samotnym w tłumie, w rodzinie, wśród
przyjaciół. Samotnym stanie się też każdy, kto wyrośnie ponad przestrzeń
banału życiowego. Bo łatwo jest stworzyć sobie iluzję dzielenia
się myślami, jeśli tych myśli produkujemy niewiele, a do tego nie
potrafimy odróżnić znaczenia naszych myśli od cudzych. Wtedy
wystarczą proste gesty, oklepane zwroty i deklaracje "bycia
razem". Wystarczą... dopóki nie spytamy się o ich rzeczywisty
sens, o istotę.
Może więc lepiej nie myśleć za wiele, nie zadawać
zbyt dogłębnych pytań?
Ale z drugiej strony, czy człowiekowi który czuje
obok siebie wielki, wspaniały świat wzniosłych idei i prawdziwie głębokich
uczuć można wytłumaczyć, aby poprzestał na banale i okłamywaniu się
w imię wygody psychicznej? Czy w ogóle można wyłupić sobie ów
wzrok spoglądania poza przeciętność? Chyba jednak jest tak, że kto
raz ujrzał ten wspaniały świat i tak o nim nie zapomni. Jedyne co można
by zrobić, to może zoperować mózg albo zabić zabić takiego człowieka.
Dlatego ten potwór jest samotny na zawsze.
Nie znajdzie nikogo, kto go zrozumie, kto zada mu sensowne pytanie,
sprzeciwi się inaczej niż mocą ignorancji lub przekory. Nie ma
nadziei dla potwora z mojego obrazka.
Było sobie królestwo. I był w nim król. Król był
dobry; nie pozwalał na samowolę urzędników, rozumnie układał
prawa, słuchał się rozsądnych doradców - słowem dbał o państwo i
poddanych. I miał król córkę - królewnę piękną jak marzenie. Była
ona tak pełna uroku, że gdy przechodziła, wiatr szumiał pieśń na
jej cześć, ptaki zaczynały piękniej śpiewać, a promienie Słońca
stawały się mniej palące. A była też królewna bardzo dobra -
zawsze znalazła grosz dla biedaka, okruszek dla gołąbka i współczucie
dla cierpiącego.
Toteż wszyscy bardowie i minstrele wysławiali zalety królewny. Niektórzy
twierdzili, że jest ona żywym aniołem zesłanym na ziemię, inni że
nie urodziła się normalnie tylko wyszła z kwiatu róży podlewanej
Wodą Życia, a znalazł się nawet taki bałwochwalca, który chciał
jej składać ofiary na ołtarzu. Jednak większość narodu radowała
się po prostu z tego że ma tak wspaniałego króla i cudowną królewnę.
A był też królestwie jeden kaprawy grabarz, który miał córkę
brzydką jak noc, złą jak dolina węży, a do tego przeraźliwie głupią.
Ten to grabarz z zazdrości powiedział kiedyś w karczmie, że słyszał,
że księżniczka wcale nie jest taka piękna, że ma wrzód na plecach,
potajemnie znęca się nad wróbelkami, a on sam widział jak ta niby
najpiękniejsza dłubie w nosie, pluje na kwiaty i klnie gorzej niż
szewc Jamrozy Grabarz. Oszczerca dostał za te słowa kuksańca od sąsiadki,
rozwodnione piwo od karczmarza i nieprzychylne spojrzenia od rolników
siedzących w gospodzie, ale słowa pozostały słowami.
Zdarzyło się jednak, że usłyszał to wędrowny bard z innego kraju,
niezbyt w dodatku przychylnego tutejszemu dobremu królowi. Posłuchał,
pomyślał i następnego dnia ułożył piosnkę, w której śpiewał,
że królewna jest mało ładna, że nosi maskę, a król sztucznie
utrzymuje bajki o jej urodzie żeby łatwiej było mu utrzymać posłuch
w państwie. Chodził bard z tą piosnką po miastach i siołach, śpiewał
ją wszystkim którzy byli w pobliżu. Mało tego, dołożył parę
zwrotek, w których nazmyślał różnych gorszych okropności na królewnę
i rozpowiadał o rzekomych jej kontaktach z czarownicami, które miały
osłaniać prawdziwą szpetotę królewskiej córki magią i strasznymi
specyfikami.
Jednak ani prosty lud, ani wykształceni wielmoża nie słuchali tych
wymysłów złego barda. Często obity wylatywał z gospody, a jego imię
stało się synonimem kłamliwej obmowy i bezinteresownej złości. Jeżeli
nawet czasem jakaś gorsza kreatura ludzka przyznawała mu rację, to
nikt na dłuższą metę nie traktował tych bajań serio.
Jednak był w tym państwie również bardzo gorliwy marszałek królewski.
Kiedy usłyszał on o śpiewach złego barda uznał, że takie
zachowanie jest niedopuszczalne. Następnego dnia polecił wydać dekret
zabraniający jakichkolwiek publicznych wystąpień obrażających cześć
księżniczki. Długa, szczegółowa lista informowała też jakich słów
nie można było używać w odniesieniu do córki króla. Całość kończył
przepis mówiący, że kto przekroczy niniejsze zakazy zostanie
publicznie ubiczowany. Jednocześnie też marszałek kazał wsadzić złego
barda do lochu, aby przez tydzień pobytu ze szczurami o chlebie i
wodzie "nieco zmądrzał".
Dobra księżniczka, kiedy dowiedziała się o wszystkim osobiście poszła
do lochu uwolnić barda, który oczarowany jej osobą przysiągł
wszystko co złe na nią odwołać i śpiewać wyłącznie pieśni ku
czci "najpiękniejszej księżniczki". Jednak wolność nie na
wiele zdała się bardowi, bo marszałek nasłał na barda zbirów, którzy
tak go pobili, że od tej pory mógł jeździć jedynie na wózku.
Wszystko to postanowił wykorzystać zły król sąsiedniego państwa.
Wysłał do kraju księżniczki trzech innych bardów którzy potajemnie łamali
zakazy marszałka i cichaczem śpiewali o głupocie króla i szpetocie
jego córki. Kiedy aresztowano dwóch z nich i publicznie biczowano, część
mieszczan zaczęła w przemyśliwać, czy, skoro król musi posuwać się
do takich represji w obronie królewny, to czy aby coś z tego co śpiewano
nie jest prawdą. Wkrótce też zaczęto w gospodach opowiadać o złych
cechach księżniczki. Nawet bard na wózku nie mógł sprostować tych
bajań, bo mówiono, że musi tak mówić, bo boi się królewskich zbirów.
Wkrótce też w państwie zaczęło źle się dziać. Coraz więcej
ludzi szeptało potajemnie o tyranie i jego córce - diablicy. Represje
nasilały się, wkrótce w więzieniach pełno było skazanych za
"obrazę królewskiej córki". Nie pomagały pieniądze
wydawane przez urzędników na poetów sławiących zalety królewny -
prawie nikt ich nie słuchał, a prawomyślnych bardów wyśmiewano jako
królewskich przydupasów. Zaś król z ościennego państwa tylko
zacierał ręce...
To koniec bajki. Morał, który miał wynikać
z tej bajki jest związany z pytaniem:
czy jest sens zawsze bronić się przed
nieprawdziwymi zarzutami?
lub: kiedy naprawianie świata w dobrej wierze (jak marszałek królewski)
staje się niedźwiedzią przysługą?
Choć jeszcze lepiej światło
na morał rzuci chyba geneza powstania tej bajki - otóż wzięła się
ona jako efekt obserwowania dyskusji sejmowych w stylu "co by tu
niesłusznego zakazać, a słusznego wzmocnić". I wiąże się z
moją wiarą w to, że to co naprawdę dobre i piękne, nie potrzebuje
żadnego poparcia ze strony instytucji, a poparcie takie zazwyczaj więcej
zaszkodzi niż pomoże.
Bo nie da się nakazać Dobra, Piękna, Prawdy - te wartości muszą
bronić się same! Obrona, która przychodzi z zewnątrz, najczęściej
stawia je tylko pod znakiem zapytania.
|