Strona główna | FilozofiaLiryka | komentarze różne | GaleriaInformatyka |     | O Fizykon.orgu

Dział komentarzy i recenzji

Recenzje wydawnicze

Kwantechizm - Andrzej Dragan

Słowa kluczowe - Wiesław Babik

Filozofia (w) fizyce - Jarosław Kukowski

Epistemologia - Jan Woleński

Komentarze o szkole i edukacji

Komentarze związane z etyką i psychylogią

Komentarze polityczne 

Komentarze o mediach  

 

Filozofia
Dłuższe opracowanie

O pojęciu prawdy

Fundamentalizm i libertynizm

Mrzonki ateizmu

Opowiastki filozofujące

Krótkie myśli

Komentarze

O myśleniu twórczym

Liryka
Liryka fizyka

 

Droga życia

Przestrzeń

 

Blogi różne

Dlaczego wolne oprogramowanie...

Komentarze związane z etyką i psychologią

Komentarze o szkole i edukacji

 

Kryzys, łzy i zabawa

Ostatnio przeczytałem informację jednego z serwisów, jak to ktoś poszkodowany przez kryzys finansowy i machinacje Madoffa „ze łzami w oczach” cieszy się widząc tego finansistę w kajdankach. Łzy były zapewne szczere, jako że straty tej osoby osiągnęły 5 mln dolarów.

Pewnie ktoś uzna mnie za „nawiedzonego”, ale przyznam się, że wcale mi nie żal ludzi, którzy potracili miliony w różnych operacjach finansowych. Bardziej mi żal tych, co potracili tysiące. Milionerzy swoimi pieniędzmi „grali”, czy inaczej mówiąc „bawili się”, licząc na większe zyski. A grach – jak to w grach – raz się wygrywa, raz przegrywa. Jak ktoś siada do pokera, to chyba powinien liczyć się z tym, że może przegrać...

Kogo mi żal naprawdę?

Na przykład robotników zwolnionych z fabryk, pracowników firm, które zbankrutowały, osób których brak zamówień wpędza w biedę. Prawdziwy (!) kryzys wg mnie zaczyna się wtedy, gdy ktoś nie ma na czynsz, nie ma czym zapłacić za telefon, żywność, lekarstwa. A to, że jakaś gwiazda filmowa – z powodu utraty milionów – nie kupi sobie trzeciej rezydencji, nie wzrusza mnie ani trochę. Ktoś powie, że mam komunistyczne podejście. Można tak to określić. Ale chyba nie do końca będzie to poprawne, bo kontekst, którym się kieruję jest raczej ogólnoludzki. Uważam, że rozsądne współczucie dla innych ludzi nie powinno być „ważone” majątkiem, urodą, czy sławą osoby, a rzeczywistym wpływem na życie. I strata stu milionów dolarów osoby, której zostało jeszcze pięć milionów jest znacznie mniejszym problemem, niż strata 100 dolarów osoby, która teraz została bez środków do życia.

Więc rozpacz jakiegoś bogacza wynikająca ze zmniejszonych możliwości zabawy powoduje u mnie raczej współczucie dla jego... próżności i głupoty, niż „kłopotów finansowych”. A właściwie to nawet dobrze by było – z punktu widzenia rozwoju duchowego owych ludzi – gdyby doświadczyli (przynajmniej przez jakiś czas, bo nikomu nie życzę dożywotniej nędzy) poważniejszego niedostatku, gdyby wreszcie uzyskali szansę na rozumienie miliardów ludzi, którzy cierpią nędzę w większości krajów świata.

Ale, to takie sobie marudzenie...

Michał Dyszyński Warszawa 14-03.2009