Na skrótyPrzez tą ślamazarną Ewkę muszę teraz po
        nocy wracać do domu. Głupia siksa w ostatniej chwili musiała się
        napatoczyć z tymi rachunkami. Teraz i tak już nie ma autobusów, a
        taksówki... - wiadomo ile kosztują. Przez park to będzie z piętnaście
        minut drogi do ronda, a na około.. chyba z półtorej godziny. Aleja prowadzi zupełnie prosto, wśród drzew
        zwieszających gałęzie w nierównych odstępach. Żwir chrzęści pod
        butami – miarowo i głucho – trzask, trzask... Może trochę
        za głośno i jakoś tak nieswojo. Eeeee,... wiadomo – musi chrzęścić,
        bo małe kamyczki wgniatane przez moje nogi ocierają się o siebie. Ale
        żeby zaraz myśleć, że jego dźwięk chce obudzić nieznane moce? - głupota.
        Bo w końcu co w zwykłym miejskim parku może być wrogiego? Właściwie nie ma powodu się bać, przecież
        to zwyczajna przechadzka późnym wieczorem. Wiele osób wraca w ten
        sposób do domu. Ale podobno dwa – trzy lata temu zamordowano tu
        dziewczynę. Też szła tak jakąś godzinę przed północą. A może
        dokładnie o północy? - kto za tym dojdzie, teraz te zmiany czasu ciągle
        mylą człowiekowi, więc nie wiadomo czy to tylko administracyjna, czy
        astronomiczna północ. To nie będzie długo trwało, zwyczajne piętnaście
        minut spacerku; alejka prosta jak drut, za dnia bawią się dzieci,
        biegają psy, nieraz tu chodziłem. Wiadomo, że główne niebezpieczeństwo,
        to wdepnięcie na nie sprzątnięte odchody jakiegoś pudla. Trzeba będzie
        czyścić buty. Muszę patrzeć pod nogi. To na nic... i tak nic nie
        widać. Dobra, trudno, jak się pobrudzę, to nic się nie stanie
        – wyczyści się w domu. Ale już lepiej widać, bo przez gałęzie
        prześwituje księżyc. Jasny, bo pełnia. Teraz wyraźniej widać
        cienie na ścieżce – niewyraźne kształty, nieruchome postacie
        drzewiastych istot. Czy wolno po nich deptać? Czy ten krzak się poruszył? Może coś tam go trąciło. Na pewno wiatr. Patrzeć tam? Nie patrzeć? Jeśli to człowiek, to może nie życzy sobie podglądania, chyba, że ma złe zamiary. Ale to musi być wiatr, bo człowiek nie miałby nic do roboty za takim krzakiem. O tej porze nikogo tam chyba nikogo ma?... Chociaż tam dalej jest alejka prostopadła, może ktoś przechodzi tak jak ja? To jednak nic, wydawało mi się. Idę dalej, nie ma strachu. Człowiek pierwotny musiał przecież nocą przemierzać nie takie parki, tylko potężne puszcze; a ja, niby cywilizowany, się boję?... Spokojnie sobie idę i już! A ten chrzęst? Chyba słyszałem jak coś się
        poruszyło. ....eee na pewno nie coś, tylko ktoś. Może się odezwać?
        Spytać coś w stylu “jest  Światło, pień! Skoczę w bok, znowu w poprzek alejki! Pomiędzy drzewami w lewo. A tak kto jest? Postać, drzewo? Muszę znowu do alejki. Gdzie ta droga?!!! Tylko jakieś krzaki. Tam nie ma przejścia! Przeskoczę w tę dziurę. Szybciej!!! Jejkuuu...!!! Korzeń!!! Nie mogę biec dalej! Noga mi uwięzła, już mnie dogonili – dwie szare sylwetki. Szybko przewrócić się na bok! Nie mogę!!! ...!!! Co to błysnęło?! Nóż? Czy co? Niemożliwe, żeby to była ostatnia chwila życia!... Taka głupia sprawa, ja tylko chciałem sobie skrócić drogę... 
  |